Redakcja INVESTOR REE
Ustawa o ochronie zabytków mogłaby sama stać się zabytkiem. Obiekty skali UNESCO są chronione na podobnych zasadach jak drewniana chata na skraju wsi. Poza nieaktualnymi przepisami dochodzi nam opieszałość aparatu urzędniczo-konserwatorskiego w wielu gminach czy miastach w kwestiach wydawania pozwoleń na renowacje czy adaptacje zabytków. To wszystko nie poprawia nam stanu dziedzictwa narodowego.
Znam wielu inwestorów, którzy chcieliby zacząć od zaraz ratowanie zabytków, ale nie mogą nic zrobić, bo czekają, czekają i czekają… a stare, niszczejące budynki niestety czekać nie mogą. Co więcej, w wielkich miastach po prostu zaczyna brakować miejsca na nowe inwestycje, więc trzeba zająć się adaptacją starych obiektów. Dzisiaj (niestety) nie są już nam potrzebne w takiej formie budynki starych papierni, młynów, cukrowni, więc zachowanie ich funkcji nie wchodzi w grę. Konieczne jest dostosowywanie tych obiektów do potrzeb nowych pokoleń. To wszystko może przecież odbywać się w poszanowaniu dla substancji zabytkowej. Na mapie Polski jest wiele wspaniałych obiektów, które zachowały genius locci (ducha miejsca) i służą nowym pokoleniom w nowej odsłonie. Co więcej dawni pracownicy tych przemysłowych obiektów do dzisiaj w nich pracują, a artefakty odzyskane z zagruzowanych ruin cieszą oko w pokojach, recepcjach, lobby czy restauracjach.
Słyszę o tym, że inwestorzy zainteresowani zabytkami są w stanie sponsorować kampanie samorządowe tylko po to, żeby móc po wielu latach uzgodnień wymienić układ polityczny w zabytkowym mieście, bo z obecnym nie da się nic załatwić. Argumenty „nie, bo nie” zirytują nawet osobę ze stoickim spokojem. Słyszę również o sytuacjach, gdzie inwestorowi zabytków odmawia się montażu ekologicznych rozwiązań, a gdy inwestor bierze ryzyko na siebie i realizuje, np. stacje ładowania samochodów elektrycznych przy zabytku, to miasto szybko chce czerpać z tego profity. Jeden z inwestorów pokazał konserwatorowi zabytków wykresy wskazujące na ogromne ilości zmniejszonego CO2 generowanego przez budynek po zastosowaniu pomp ciepła i fotowoltaiki i pyta „robi to na panu wrażenie, że ludzie w mieście mają czystsze powietrze?” Oprócz zmiany tematu, odpowiedzi nie usłyszał. Na brak inicjatywy z urzędnikami wskazują również redaktorzy, którzy nierzadko zapraszają przedstawicieli służb konserwatorskich wysokiego, a nawet najwyższego szczebla do wywiadów, udziałów w konferencjach, ale dostają odmowne decyzje.
Dlatego cieszę się na inicjatywy inwestorów, takich jak ta Prezesa Arche, Władysława Grochowskiego, który wraz z zespołem wystosował list otwarty i przygotowuje projekt ustawy w celu szybkiego ratowania zabytków.
Jako były miejski konserwator zabytków, zgadzam się ze spostrzeżeniem Pana Grochowskiego, że 5-letnie batalie, to minimalny okres uzgodnień konserwatorskich przy większych inwestycjach. Niestety, 5 lat to dla niektórych obiektów po prostu wieczność. Dlaczego urzędnikom, władzom miasta nie zależy na ratowaniu zabytków? Osobiście, przesiadłem się na drugą stronę stołu i dzisiaj pracuję z ramienia inwestorów procedując dla nich projekty i uzgodnienia w zakresie konserwacji zabytków.
Konserwatywność nie konserwuje zabytków! Relacja konserwator – inwestor w Polsce jest do kompleksowej reorganizacji!
W książce „Inwestowanie w nieruchomości zabytkowe” z wieloma Ekspertami poruszamy liczne problemy na linii inwestor-konserwator. Zapraszam obie strony stołu konserwatorskiego do współtworzenia niniejszej pozycji, bo to jest nie w interesie służb konserwatorskich czy inwestorów, ale w interesie zabytków.